Naziści jacy byli, każdy wie.
Źli, źli i jeszcze gorsi. Nawet dziś, prawie 70 lat od zakończenia II Wojny
Światowej, malowanie/tatuowanie swastyki, wyciąganie (w jakimkolwiek
kontekście) ręki w charakterystycznym geście, tudzież samobójcze deklaracje zrozumienia
(a nawet troszkę współczucia) dla wodza III Rzeszy – w wykonaniu czy to szarych
obywateli, czy artystów, kreatorów mody czy celebrytów, nie mają racji bytu, miażdżone
bezlitośnie przez opinię publiczną. Nie ma robienia sobie jaj z Holocaustu i pozdrowienia
Heil Hitler. Jedynym miejscem, poza grami komputerowymi, gdzie nazistów
wciąż się bezkarnie, czy to w dramacie, horrorze czy komedii, eksploruje/parodiuje (ale nigdy nie gloryfikuje) jest X muza. I właśnie wielkimi
krokami, w rytm marszu niemieckich wojsk podczas parady, zbliża się film, w
którym ci źli, źli i i jeszcze gorsi powracają zza grobu przerażający jak nigdy przedtem...
Szkic koncepcyjny - klimat pełną gębą
Naziści w kinie żyją (a, jak widać, czasem i
nie) i mają się dobrze. Nie przeszkadza im, że najczęściej służą za mięso armatnie w filmach wojennych ukazujących konflikt zbrojny
zawsze z tej drugiej, dobrej strony. Lista tytułów, w których dzielni
Amerykanie i inne narody dowalają Niemcom na froncie jest tak długa, że nawet
nie będę jej rozpoczynał. Warto za to przypomnieć kilka co ciekawszych przykładów
z kina stricte rozrywkowego. Tyłki nazistom skopał Indiana Jones w "Poszukiwaczach zaginionej Arki" i "Ostatniej krucjacie", demoniczny Red "Heil Hydra!" Skull zginął z ręki dzielnego Kapitana Ameryki, a dziewczyny
z "Sucker Punch" w slow-motion faszerowały ołowiem zastępy nazi-zombie na wyimaginowanym polu bitwy. W mniej popularnym, aczkolwiek całkiem niezłym norweskim horrorze gore "Dead
Snow" z 2010 roku, nazi-zombie dla odmiany krwawo rozprawiali się z grupą nastolatków. W uniwersum
mojej ulubionej filmowej postaci - (baczność!) Frankensteina (spocznij) - także wątki nazistowskie, a i sam Fuhrer, wielokrotnie się pojawiały... Najświeższy przykład stanowi będący w produkcji obraz "Frankenstein’s Army"/"Army of Frankenstein" (tytuł roboczy), w reżyserii Richarda Raaphorsta, z premierą zapowiadaną na końcówkę 2012
roku. Fabuła? Genialna w swej prostocie: wojska rosyjskie pod koniec II Wojny Światowej
odkrywają
tajne laboratorium, w którym źli naziści próbowali stworzyć armię złożoną z ożywionych ciał poległych na
froncie towarzyszy broni. Czy im się udało, przekonamy się za kilka miesięcy. Jeśli mnie oczy nie mylą, na trailerze widać, że pierwszym odruchem monstrum po ożywieniu jest salut Heil Hitler - dość oryginalne nawiązanie do poruszającej się dłoni ożywionego Borisa Karloffa w klasyku Jamesa Whale'a.
Trailery sprawiające wrażenie nakręconych na starej, czarno-białej taśmie, przywołują (zwłaszcza ten pierwszy) skojarzenia z dokumentem i filmami propagandowymi III Rzeszy. Krótkie urywki zapowiadają nietuzinkowe i bardzo krwawe kino z klimatem i dreszczykiem (widać np. odcinane głowy wrzucane na taczkę). Zastanawiam się tylko, czy sam film także będzie przepuszczony przez postarzający filtr, czy też zobaczymy go w kolorze, i czy zaiste oryginalny pomysł wyjściowy - wykopywanie trupów i armia super-żołnierzy tworzona w desperacji przez Hitlera - wystarczy na pełnowartościowe 90 minut? Jak pokazał przypadek "Iron Sky", tak karkołomne i niecodzienne motywy jak naziści z księżyca, dobrze sprawdzają się w krótkiej formule trailera, nieco gorzej z rozwinięciem w długometrażową fabułę. Pamiętacie grindhouse'owy fake-trailer "Werewolf Women of the SS"? Choć dziełko Roba Zombie spokojnie mogłoby widnieć w encyklopedii ilustrując hasło Nazisploitation, mam nadzieję, że nie doczeka się (jak nieszczęsny "Macheta") kinowego debiutu.
Fot. Patrick Spruytenburg
Fot. Patrick Spruytenburg
Zdjęcia do holendersko/amerykańskiej koprodukcji realizowano m.in. w Karlowych Warach i Pradze. W obsadzie: jako Victor - Karel Roden ("Hellboy", "Blade II", "Largo Winch"), Alexander Mercury ("Złoty kompas"), Luke Newberry, Hon Ping Tang ("Revolver"). "Frankenstein's Army" jest obecnie na etapie postprodukcji, co znaczy, że wszystko zostało już nakręcone i, kolokwialnie mówiąc, jest składane do kupy. Nie jest jeszcze znana data premiery. Nie ma też informacji czy obraz Raaphorsta będzie oficjalnie rozpowszechniany w polskich kinach. Być może naszych dystrybutorów odstrasza mało znane nazwisko holenderskiego reżysera, który nie ma na swoim koncie żadnego głośnego tytułu. W dodatku dobrze zapowiadający się inny projekt jego autorstwa, "Worst Case Scenario" ostatecznie nie został zrealizowany, a szkoda; film miał traktować o fikcyjnym turnieju piłki nożnej w 2006 roku między Niemcami a Holandią. Po przegranej Niemiec, ci wraz z armią zombie mieli powrócić by się zrewanżować...
Szkoda, że na ekranie nie będzie to wyglądać tak "cool"
Skoro już wdepnęliśmy wraz z Frankensteinem w okopy II Wojny Światowej, oto jakie cudo znalazłem w internecie szukając materiałów zdjęciowych i informacji na temat "Frankenstein's Army":
Fantastyczna okładka - monstrum łoi skórę ludziom Hitlera!
http://imdb.com
http://twitchfilm.com
http://www.readdcentertainment.com
http://denachtvlinders.nl
W tekście wykorzystałem również fragmenty własnego wpisu na Blog KMF (część archiwalna)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz