wtorek, 5 czerwca 2012

Witajcie w Hotelu Transylwania!

Na wstępie istotna informacja: to nie jest ekranizacja słynnej wampirycznej powieści „Hotel Transylvania”. Osoby rozczarowane mogą teraz opuścić hotel… to znaczy blog. Wszystkich pozostałych, których nie zraża, a wręcz radością napawa fakt, że w transylwańskim zamku hrabiego Drakuli zamieszkają niemal wszystkie klasyczne monstra (jedynie potwora z Czarnej Laguny oraz Dr. Jekylla & Mr. Hyde’a nie odnotowałem) zapraszam do rezerwowania pokoju na 9 listopada 2012, na który to dzień zaplanowano polską premierę tej czarującej pod względem wizualnym animacji. Widzowie zaoceaniczni odwiedzą tytułowy przybytek kilka tygodni wcześniej, bo 21 września. A wszystko to w 3D, choć coraz częściej mam wątpliwości czy się z tego faktu cieszyć…

Monstrum – pierwsze z lewej (nieźle przytyło,
mumia też chuda inaczej)

Akcja pełnometrażowego debiutu Genndy’ego Tartakovsky’ego kręcić się będzie, podobnie jak główna ludzka postać o imieniu Jonathana (czyżby jakieś nawiązanie do Jonathana Harkera?), wokół córki hrabiego Drakuli. Sam hrabia będzie tym faktem niepocieszony, gdyż do tej pory udawało mu się żyć w spokoju z dala od naszego gatunku, nieproszonych gości zbywając napisem: „Ludziom wstęp wzbroniony” na tabliczce przed zamkiem. Pretekstowy punkt wyjściowy pretekstowym punktem wyjściowym, najważniejsze, że w hotelu spotka się potworna śmietanka towarzyska (patrz: zdjęcia i dodaj tam jeszcze Quasimodo oraz Wielką Stopę). Mam tylko nadzieję, że twórcy nie poszli na skróty zakładając lekkomyślnie, że wystarczy wrzucić bandę znanych postaci do jednego worka i liczyć na to, że jakoś to będzie. Trzeba ich jeszcze dobrze wymieszać, interesująco rozpisać wzajemne relacje i uczynić charakternymi. I choć wyciśnięcie z postaci pokroju monstrum, Drakuli czy mumii komediowej esencji wygląda na zadanie banalnie proste, łatwo można się na nim przejechać – patrz „Drakula: Wampiry bez zębów” w filmie bez humoru, wyreżyserowanym przecież przez mistrza parodii Mela Brooksa („Młody Frankenstein” rządzi!).  

Od lewej rozkoszy łaźni zażywają: monstrum, (chyba) Blob,
Drakula, niewidzialny człowiek, wilkołak oraz mumia

Za wspomnianą przed chwilą, niezbyt – przynajmniej na pierwszy rzut oka – wyszukaną historią stoją panowie Dan Hageman, Kevin Hageman i David I. Stern, odpowiedzialni za scenariusze do „Sezonu na misia 2”, „Sezonu na misia 3” oraz animowanego serialu „SternNinjago: Masters of Spinjitzu”. Średnia (wg IMDb) tych trzech tytułów daje niestety dołujący wynik 5,2 w dziesięciopunktowej skali ocen. Promyk, a wręcz spory promień nadziei niesie osoba reżysera – Tartakovsky pracując przy takich kultowych kreskówkach, jak „Samuraj Jack”, „Laboratorium Dextera”, „Sym-Bionic Titan" czy „Star Wars: Clone Wars” nabił wysoką średnią ocen 8,1 – więc szansa na hit kinowy spod jego ręki jest duża.

Starzy znajomi: Drakula i monstrum – to ich
niepierwszy wspólny występ

Panuje przekonanie, że z dobrego scenariusza można zrobić zły film, ale już ze złego scenariusza nie da się zrobić dobrego filmu. Oby więc przeciętni scenarzyści wspięli się tym razem na poziom znacznie wyższy od sequeli „Sezonu na misia” i sprawili nam miłą niespodziankę, nie skazując „Hotelu Transylwania” na „zgniłego pomidora” już na etapie scenariusza.

 Trailer bez dwóch zdań zaostrza apetyt na wyprawę do kina

Film wygląda na kierowany do trochę starszej publiczności, co niewątpliwie cieszy, może będzie niegrzecznie i niepoprawnie politycznie, w każdym bądź razie o czarny humor na pewno nie musimy się - zważając na tematykę - martwić. W wersji oryginalnej, klasycznym postaciom głosów użyczyli: Adam Sandler (Drakula), Selena Gomez (Mavis – córeczka hrabiego), Andy Samberg (Jonathan – jej absztyfikant), Steve Buscemi & Molly Shannon (Wayne & Wanda – para wilkołaków), Kevin James jako Frank / Frankenstein (czyżby w filmie miał pojawić się również doktorek?), Fran Drescher (niejaka Eunice – może Narzeczona potwora?), David Spade (Griffin – niewidzialny człowiek), David Koechner (Quasimodo) oraz Cee-Lo (mumia Murray) - takiego tłumu indywiduów nie było na jednym ekranie od czasu „Mad Monster Party?” z 1967 roku. Sądząc po obsadzie możemy liczyć na rubaszny humor i niewyparzone języki; Sandler, Samberg, Spade i James to aktorzy komediowi (poza Jamesem wszyscy pojawiali się często w „Saturday Night Live”), a i Steve Buscemi od takiego repertuaru nie stroni, i raczej nie weszliby oni w projekt dla nudziarzy i smutasów. Jak tylko będzie znana polska lista dubbingowa (oby równie wesoła) – dam znać.

Od lewej: Kevin James, monstrum

Wkrótce:
Za dwa tygodnie informacje o „Frankenweenie” Tima Burtona - animowanym remake’u jego własnego filmu pod tym samym tytułem z 1984 roku. A już za tydzień otwarcie „Potwornej galerii”. Pomiędzy newsami o realizowanych filmach z uniwersum Frankensteina będę prezentował figurki i inne związane z tą postacią gadżety, które udało mi się zgromadzić.


Źródła informacji i zdjęć:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz