piątek, 12 kwietnia 2013

Wybierz naj... film Tima Burtona - Wyniki konkursu!

Zadanie konkursowe polegało na subiektywnym wyborze najładniejszego / najciekawszego / najoryginalniejszego filmu Tima Burtona i solidnym uzasadnieniu swojego wyboru. Zaskoczyła mnie zarówno ilość Waszych propozycji, jak również ich jakość oraz różnorodność. Zdobywca pierwszego miejsca był absolutnie bezdyskusyjny, o czym przekonacie się przeglądając wyniki konkursu w dalszej części wpisu. Znacznie trudniej miałem z wyborem prac na drugie i trzecie miejsce, gdyż duża część nadesłanych przez was opisów stała na bardzo wyrównanym poziomie merytorycznym. Zdecydowałem się ostatecznie na nagrodzenie tych a nie innych prac, obierając za czynnik decydujący to, który z opisów najcelniej, najdokładniej i najbardziej obrazowo przedstawił wizualną maestrię danego filmu. Słowem, wygrały te opisy, po których lekturze nabrałem ochoty by sięgnąć po opisany tytuł. Gratuluję zwycięzcom, którzy w nagrodę otrzymują film "Frankenweenie" na Blu-ray ufundowany przez firmę CDP.PL i serdecznie dziękuję za udział pozostałym uczestnikom. Polecam jednocześnie lekturę reszty nadesłanych zgłoszeń (opublikowane w kolejności przypadkowej), które w znakomitej większości stoją na naprawdę wysokim poziomie, i z których udało sie ułożyć nie lada zestawienie wizualnych majstersztyków wielkiego maga kina - Tima Burtona!    



1. Michał Jasiński - "Jeździec bez głowy"


Horror to baśń dla dorosłych, pozwalająca przywrócić w racjonalnym świecie dziecięcą wiarę w transcendencję. Chociażby tylko na czas trwania opowieści. Myśl tę doskonale obrazuje Tim Burton w swoim najpiękniejszym wg mnie filmie – „Sleepy Hollow”, znanym w Polsce jako „Jeździec bez głowy”. Reżyser zawarł w nim całą swoją filozofię dziwaka – outsidera, przesiąkniętą miłością do romantycznych horrorów oraz wrażliwością na turpistyczne piękno świata balansującego gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. W żadnym innym filmie aktorskim reżyser nie dbał z takim pietyzmem o dopieszczenie każdego kadru niezwykłą grą barw, światłocieni i faktur. Wraz z operatorem filmu, Emmanuelem Lubezkim, czerpał pełnymi garściami z obrazów flamandzkich malarzy barokowych, kreując wysmakowane pejzaże, poszarpane wiatrem, deszczem i mgłą, skąpane w barwach gnijącej jesieni, gdzie brunatnozielone stosy opadających liści i skąpane w sepii morza traw ożywia jedynie żywa czerwień gęsto tryskającej krwi. Na tym tle pięknie komponują się skąpane w błocie i mroku flamandzkie chaty, jakby żywcem wyciągnięte z obrazów Ruisdaela. Na horyzoncie majaczy obowiązkowa figura starego wiatraka, będącego łącznikiem pomiędzy malarską tradycją holenderską, a filmową tradycją horroru, którego wiatrak mógłby stać się architektonicznym symbolem (obok ruin gotyckiego zamku i cmentarnej krypty). Filmowy horror, zwłaszcza spod znaku brytyjskiej wytwórni Hammer, jest drugim tropem stylistycznym dzieła Burtona. Dotyczy to nie tylko strony wizualnej, ale również sposobu prowadzenia narracji oraz aktorów, zwłaszcza odtwórców ról malowniczych notabli miasteczka Sleepy Hollow, grających lekko teatralnie, z dużym dystansem do roli, ale nie wpadających w ton parodystyczny, który zdaje się być zarezerwowany jedynie dla odtwórcy głównej roli, Johnny’ego Deppa, czasami przesadnie szarżującego przed kamerą.  Burton doskonale bawi się figurami swoich postaci, mocno uwypuklając malowniczość ich strojów, ale także sylwetek oraz fizjonomii. Oszczędne światło, którego źródłem przeważnie jest ogień we wnętrzach, bądź księżyc w plenerze, wydobywa z ich twarzy ziarnistą fakturę skóry, bruzdy,  zmarszczki oraz każdą inną, urokliwą deformację. W tym świecie bliskim rozkładu, gdzie życie snuje się pośród mgieł i mroku, jedyną „żywą” postacią okazuje się przybysz z zaświatów, tytułowy jeździec, którego cechuje niezwykła energia, siła, zdecydowanie w działaniu – chciałoby się powiedzieć „witalność”. Nie jest to nic nadzwyczajnego w świecie Burtona, gdzie „życie po życiu” przeważnie cechuje anarchiczna wolność, spuszczona z łańcucha krępujących norm, zasad i sztucznych kanonów, obowiązujących za życia. Swoboda outsidera zdaje się być możliwa jedynie „out of the body”! Ciało i złudne zmysły zdają się być więzieniem, a jedyne wytchnienie dać może „wiara i (u)czucie”. Romantyczna filozofia Burtona, którą odkrył nie studiując Goethe’go  czy Mickiewicza, tylko Jamesa Whale’a, Toda Browninga i Terence’a Fishera, ma swój najpełniejszy i najdoskonalszy obraz właśnie w „Jeźdźcu bez głowy”, a że podobnej filozofii jestem wyznawcą, jest to jeden z moich ulubionych filmów w dorobku twórcy „Batmana” i pierwszy, który przychodzi mi do głowy, gdy pada jego nazwisko.


2. Marcin Nowak - "Batman"


Filmem, który według mnie jest najlepszym pod względem wizualnym w całej twórczości Tima Burtona jest Batman (Oskar za scenografię). Mroczna wizja Burtona, opowiadająca historię milionera Bruce Wayne`a, który zwalcza przestępczość w ponurym mieście Gotham, sprawiła, że jako mały dzieciak z ciarkami na ciele oglądałem tę produkcję na kasecie VHS. Tim Burton jak nikt inny potrafił ukazać charakterystykę Gotham, gdzie ciemne zakamarki wręcz emanowały złem. Można tutaj powiedzieć, że scenografia zmieniła adaptację komiksu, nadając mu cechy pasujące bardziej do gatunku horroru czy thrillera. Warto także zwrócić uwagę na architekturę całego Gotham, budynki są ponure, masywne, brakuje wolnej przestrzeni, co powoduje, że promienie słoneczne nie potrafią się przebić do miasta. Dzięki temu korupcja i zło mogą się panoszyć do woli.  Nawet parki u Burtona nie zachęcają do rodzinnych spacerów :). Sama willa ekscentrycznego milionera bije chłodem i poczuciem odosobnienia, brakuje tylko napisu „Wynocha” przed wejściem :).  Natomiast jaskinia jest odwzorowana wręcz idealnie do charakterystyki naszego bohatera. Na uwagę zasługuje również ostatnia scena w gotyckiej katedrze, gdzie następuje ostateczna potyczka dobra ze złem. Ogromna budowla z dzwonem, potężnymi schodami i wszelakimi statuami gargulców, w tamtych czasach mogła wprawić w osłupienie niejednego widza.


3. Damian Lesicki - "Sweeney Todd"


Moim zdaniem, najciekawszym wizualnie filmem Tima Burtona jest "Sweeney Todd". W pełni wykorzystuje on charakterystyczny dla Burtona styl, zarówno w przedstawieniu miejsca akcji, jak i bohaterów. Zarówno demoniczny golibroda, jak i towarzysząca mu pani Lovett to blade, chude postaci o podkrążonych oczach i zwichrzonych czuprynach, odziane w sfatygowane ubrania. Wiktoriański Londyn zaś to szarobura, zadymiona, brudna i wyprana z kolorów metropolia będąca siedliskiem wszelkiego robactwa i zła. Na tym wyzutym z barw tle odcinają się wyraźnie trzy elementy: Pirelli w swych kiczowatych, przesadzonych kreacjach, stylizowana sekwencja marzeń o wspólnym życiu dwojga morderców, w której Burton przywołuje lubiany przez siebie motyw pasków (w postaci kostiumu plażowego Todda) oraz, co najważniejsze, maksymalnie nasycona czerwień krwi, kontrastująca bezpośrednio z wyblakłym i ponurym tłem.


Robert Sienicki - "Sok z żuka"


Kiedy myślę, który film spełnia te trzy kryteria na usta (a raczej klawiaturę) ciśnie się "Alicja w Krainie Czarów". Aczkolwiek, na przekór tego, że w "Alicji" nie czuć za grosz makabrycznego klimatu Tima Burtona, podam trochę mniej ładny (przynajmniej w porównaniu z Alicją, która wizualnie "robiła robotę"), gdyż starszy film - "Beetlejuice". Och tak. "Beetlejuice" to bez wątpienia mój ulubiony film, który wyszedł spod ręki Tima Burtona. Fantastyczny klimat, świetne charakteryzacje i kapitalne pomysły na przedstawiony świat. Co z tego, że efekty specjalne mocno trącą już myszką - bez wątpienia oryginalne żukowe zaświaty stawiam wyżej niż w pełni skomputeryzowane krainy czarów. Ach, i żeby było jak należy, użyję po raz trzeci w tym tekście - Beetlejuice!


Michał Puczyński - "Jeździec bez głowy"


W przypadku Burtona przede wszystkim trzeba zdefiniować "oryginalność", bo patykowate postaci z podkrążonymi oczami, noszące pasiaste stroje, to u niego wizualny standard. Od jego "ustawowej normy" odbiegają filmy bardziej klasyczne w formie, np. "Marsjanie atakują" - czy więc to one są oryginalne wizualnie? Gdzieś pomiędzy burtonowskim standardem (który zdążył się już opatrzyć) a hollywoodzką średnią leży "Sleepy Hollow", czyli film wyjątkowy pod względem wyglądu. Zwykle Burton nie zadaje sobie trudu, by "urealnić" przedstawiony świat - poświęca prawdopodobieństwo na rzecz własnej dziwacznej koncepcji. Sleepy Hollow jest jednak na tyle realistyczne, bym mógł zapomnieć, że oglądam film, a jednocześnie na tyle groteskowe, bym poczuł niepokój. Burton wyjątkowo subtelnie wplata do scenografii, kostiumów i charakteryzacji swoje charakterystyczne elementy, co sprawia, że strona wizualna staje się wyjątkowa, oryginalna i trudna do podrobienia.


Marek Stankiewicz - "Alicja w Krainie Czarów"


Film "Alicja w Krainie Czarów" jest bombą naładowaną efektami wizualnymi i magiczną paletą barw, która wybuchając na ekranie wywołuje u widza eksplozję niekończących się wrażeń. Lubię ją od czasu do czasu zdetonować, aby znowu je przeżyć ;-).


Sebastian Wróblewski - "Edward Nożycoręki"


Według mnie, najciekawsze walory wizualne można było dostrzec w filmie "Edward Nożycoręki". Sposób w jaki Tim Burton zastosował pastelowe oraz nieco kiczowate kolory, tworząc typowe amerykańskie osiedle, jest naprawdę zdumiewające. Niemal cukierkowe miasteczko kryje w sobie plejadę różnych postaci, które z czasem pokazują swoje prawdziwe oblicze. Z drugiej strony mamy, kontrastującego z tym sielankowym wizerunkiem, tytułowego bohatera. Pragniemy zobaczyć, jak Edward radzi sobie w świecie, w którym piękne domy wcale nie oznaczają wspaniałych właścicieli. Jest to jeden z ciekawszych zabiegów, które dane było mi zobaczyć.


Przemysław Grabiak - "Miasteczko Halloween"


Najładniejszym, choć może nie w domyślnym tego słowa znaczeniu, lecz z pewnością najbardziej oryginalnym filmem T. Burtona pod względem wizualnym jest dla mnie "Miasteczko Halloween" (Burton nie wyreżyserował tego filmu, ale tytuł "Tim Burton's Nightmare Before Christmas" mówi sam za siebie ;). Mimo swoich lat, nawet oglądając go dzisiaj, film wciąż zachwyca swoją niesamowitą animacją oraz przed wszystkim całą gromadą pieczołowicie stworzonych "strasznych" potworów i wszelkiej maści dziwadeł zamieszkujących tytułowe miasteczko, z fantastycznym Jackiem Skellingtonem na czele. Ten film to obraz posiadający swój własny, niepowtarzalny urok, pozwalający spojrzeć nam na ten magiczny i inny, chociaż wcale nie tak bardzo różniący się od naszego, świat oraz jego, nomen omen, niemalże ludzkich, kolorowych i żywych(!) mieszkańców. "Miasteczko Halloween" to prawdziwa perełka, i wizualna, lekkostrawna uczta dla oczu każdego, kto ceni sobie oryginalność, lub po prostu chce zobaczyć coś wyjątkowego, czego serdecznie wszystkim życzę.


Zzagrobnik - "Ed Wood"


Po przeczytaniu pytania do głowy od razu wpadł mi jeden film – "Ed Wood". Jaki świat mógłby być ciekawszy niż nasz własny przedstawiony z odpowiedniej perspektywy? Zwłaszcza, gdy zaserwowany jest nam ciekawy fragment historii jednego z najbardziej charakterystycznych reżyserów. Obserwujemy tu bajkę jednego człowieka rozgrywającą się w realnym świecie i zastanawiamy się, jakim cudem miał tyle szczęścia w tym okrutnym, szarym świecie. Warto też zaznaczyć, że sztuką jest przedstawienie tylu barw życia w filmie czarno-białym. Dlatego uważam, że ten tytuł jest najoryginalniejszy w oprawie wizualnej - trudnym zadaniem nie jest ukazanie czegoś wymyślonego, trudnym zadaniem jest pomysłowe ukazanie prawdziwej historii.


Filip Pęziński - "Charlie i fabryka czekolady"


Uważam "Charlie’ego i fabrykę czekolady" za jeden z najlepszych filmów familijnych w historii kina. Nie tylko ze względu na wielkie, ale proste wartości, które przekazuje. Także ze względu na doskonałą stronę wizualną. Burton najpierw przedstawia stonowane, nieatrakcyjne miasto z przesadnie szaro-burym, biednym domem głównego bohatera po środku. To dom, w którym przez dziurę w suficie Charlie może obserwować tytułową fabrykę, to dom, którego centrum stanowi wielkie łoże dla seniorów domu. Potem przechodzimy do tytułowej fabryki. Wraz z bohaterami odkrywamy świat tysiąca barw, niesamowitych scenerii, niespotykanych zjawisk i postaci. Jak w kalejdoskopie przemieszczamy się pomiędzy kolejnymi miejscami w tej niesamowitej, pobudzającej naszą wyobraźnię fabryce. Piszę "naszą", bo nawet nie jestem w stanie pomyśleć, jak ten niesamowity świat pobudza i rozkręca wyobraźnię dziecka. A wszystko to jest prawdziwe, namacalne. Stanowi prawdziwą scenografię. Efekty specjalne używane są mądrze, kiedy jest to konieczne, nigdy nie przytłaczając obrazu.  


Szymon Gozdecki - "Jeździec bez głowy"


Moim zdaniem najciekawszy film Burtona to "Jeździec bez głowy". Duszna atmosfera neogotyckiej ery... wszechogarniający mrok i strach wymalowany na twarzach mieszkańców. Wyraziste postacie wręcz literacko przedstawione. No i popisowa rola Johnnego Deppa w roli postępowego policjanta końca XVIII wieku.Wreszcie wizja romantyczna pełna duchów i miłosnych uniesień kłócąca się z nauką, która dochodziła do głosu.Co zaś do samego planu, już wspomniana neogotycka zabudowa skąpana w czerniach i szarościach... powyginane drzewa, strach na wróble, mroczny las czy jaskinia wiedźmy, to perełki. Plus nieodłączna magia wyobraźni Burtona.


Krzysztof Rura - "Frankenweenie"


Oczywiście, że Frankenweenie! Mimo, że czarnobiały to jeden z najbardziej kolorowych filmów jakie oglądałem. Wyróżnia się wśród tysięcy animacji. Moim zdaniem reżyser tym filmem wrócił do formy, której mu brakowało w poprzednich. Widać, że zaangażował się emocjonalnie i dał z siebie wszystko, aby nas olśnić. I mu się udało. 


Radosław Pęziński - "Powrót Batmana"


W "Batman Returns" pod płaszczykiem filmu o znanym superbohaterze, Burton przedstawia dołującą historię o pustce i samotności. Strona wizualna filmu doskonale współgra z tym przekazem. Burton osadza swój film w okresie świąt Bożego Narodzenia. Dla ludzi samotnych chyba najbardziej depresyjnym momencie w całym roku. Okres ten kojarzy się też niewątpliwie ze śniegiem. Ten odgrywa w filmie wspaniałą rolę wizualną. Doskonale współgra z nawiązującym do gotyku i niemieckiego ekspresjonizmu wizerunkiem miasta. Świetnie też łączy się z charakterystyczną dla reżysera grą bielą i czernią.  Wracając jednak to depresyjności arcydzieła Tima Burtona... Mówimy o filmie, w którym scenograf rozciąga przez pół kuchni bohaterki wielką rurę i jak sam przyznaje, robi to, żeby jeszcze bardziej upodlić i tak żałosne życie Seliny. Niech to mówi samo za siebie.


Błażej Kujawa - "Sok z żuka"


W dobie pojawiania się VHSów w naszym kraju, moja mama, trzymająca kilkuletniego brzdąca za rękę wpadła do ciotki, która już posiadała marzenie każdego gospodarstwa domowego, czyli magnetowid. Gdy stanąłem w przedpokoju, moim oczom przyzwyczajonym jedynie do szarych odcieni rzeczywistości ukazał się kolorowy obraz w małym pudełku, który sprawił, że zostałem porażony widokiem gotyckiego wnętrza, w którym z podłogi wyrosła kolorowa karuzela, a wokół pojawiły sie przedziwne postaci, niby straszne, ale jakoś bardziej zabawne, z charakterystycznym panem w garniturze w czarno-białe paski. Te 30 sekund, przez które stałem jak wryty, rzuciły czar na całe moje życie. Szybko musiałem pozbierać mleczaki z ziemi i ciągnięty za rękę opuściłem ten bajeczny świat. Był to oczywiście "Sok z żuka", film, który oglądałem niezliczoną ilość razy. I nawet dziś w wieku 30 lat, gdy włączam sobie ten film, na 90 minut przemieniam się w małego chłopca, chłonącego niesamowity świat i wyobraźnię Tima Burtona. Nie chcę pisać o tym, że to najlepszy film o duchach, że stworzone tam postaci są genialne, scenografia niesamowita, a muzyka taka, że mam gesią skórkę. Byłby to banał. Każdy z nas doskonale zna ten film. Dla mnie BEETLEJUICE to wehikuł czasu, który do dnia dzisiejszego, mimo szarej, ciężkiej rzeczywistości, wypełnionej stresem, problemami i kredytami, sprawia, że znów mam kilka lat i nic nie ma znaczenia poza tym, co się rozgrywa w domu Maitlandów. Lubię ten dom, bo mimo śmierci jest tam więcej życia niż w naszej codzienności.


Paweł Kowalski - "Duża ryba"


"Duża ryba" to jeden z najoryginalniejszych filmów Tima Burtona. A kiedy mówimy o Burtonie, nazywanie któregoś z jego dzieł "najoryginalniejszym" znaczy wiele. Historia przedstawiona w filmie rozwija się dwutorowo - z jednej strony jest to dramat obyczajowy o umierającej głowie rodziny, z drugiej wspaniały świat wyobraźni przedstawiony w anegdotach z rzekomego życia ojca.  W tej pierwszej scenerii dostajemy najbardziej stonowany film Burtona. Prawdziwą, realistyczną wizję małomiasteczkowego domu. Sceneria świata wyobraźni to rewia liliputów i olbrzymów, starych, jednookich wiedźm i syjamskich śpiewaczek. W finale oba światy zderzają się, zacierają - tworzą przy tym niespotykaną wizję świata, gdzie nowoczesny szpital współgra ze zgarbionym olbrzymem. Burton jak nikt inny używa potęgi charakteryzacji, scenografii, gry barwami. Już za pomocą obrazu zaprasza nas w niezapomnianą przygodę.


Rafał Donica - "Wielka przygoda Pee Wee Hermana"


Biorąc pod uwagę bardzo dużą ilość ciekawych odpowiedzi na pytanie konkursowe, z których wyłonił się nam solidny przekrój twórczości Tim Burtona, postanowiłem wziąć gościnny udział w konkursie, by dopisać coś w rodzaju epilogu. Jak można się było spodziewać, nikt nie zaproponował filmu, który... faktycznie pod żadnym względem nie jest tym "naj" w twórczości Burtona, ale o którym przy okazji tak ważnego zestawienia wspomnieć wypada. Dlaczego? Otóż ta pochodząca z 1985 roku produkcja, to pierwszy pełnometrażowy film Tima Burtona i zarazem arcyciekawy, z dzisiejszego punktu widzenia, przegląd środków wyrazu stosowanych przez mistrza w jego późniejszych produkcjach. Niezasłużenie zapomniana i rzadko wspominana w powiązaniu z nazwiskiem Burtona "Wielka przygoda Pee Wee Hermana", to prawdziwy poligon doświadczalny, na którym późniejszy twórca takich perełek jak "Sok z żuka" czy "Edward Nożycoręki" prowadził formalne eksperymenty. Znajdziemy tu czarny humor, ekspresjonistycznie zdeformowane wnętrza  i mroczne, straszne cienie rzucane na ścianę przez głównego bohatera. Są tu szkielety,  pomalowane w paski powyginane figury i są dinozaury (obecne później choćby w "Edwardzie Nożycorękim"), jest też animacja poklatkowa, którą w pełnej krasie zaprezentuje Burton po latach w "Gnijącej pannie młodej" i "Frankenweenie". A wszystko to zilustrowane muzycznie po raz pierwszy przez Danny'ego Elfmana, perfekcyjnie dopowiadającego światy tworzone przez Burtona. "Wielka przygoda Pee Wee Hermana" to historia zdziecinniałego mężczyzny, który swoje mieszkanie zamienił w istny plac zabaw, i którego największym "przyjacielem" jest jego ukochany rower. Ubrany w szary garnitur z czerwoną muszką niedojrzały emocjonalnie Pee Wee, pierwszy dziwak w barwnej galerii odmieńców Burtona, szarżuje na ekranie nie gorzej niż Jim Carrey czy Johnny Depp. Absurdalna fabuła, sielskie scenerie i barwne postaci pojawiające się na drodze głównego bohatera, dostosowują się charakterem i stylizacją do jego infantylnych zachowań... Jeśli ktoś nie widział tego pozytywnego, bardzo kolorowego familijnego filmu  (chyba tylko "Terminator 3" skąpany został w bardziej cukierkowych barwach), szczerze polecam. Zobaczcie, jak raczkował styl mistrza!


W ręce autorów trzech zwycięskich prac trafia oczywiście film "Frankenweenie" na płycie Blu-ray ufundowany przez polskiego dystrybutora firmę CDP.PL. Zwycięzcom gratulujemy, a wszystkim pozostałym uczestnikom konkursu dziękujemy za udział. Wszyscy pomogliście stworzyć naprawdę interesujący przegląd najciekawszych wizualnie filmów Tima Burtona!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz