Nie każdy film o naukowcu ścigającym swój eksperyment (lub
vice versa) z miejsca traktuję jako wariację na temat „Frankensteina” – nie
jestem szalony ;). W fabule musi pojawić się znacznie więcej
charakterystycznych elementów, aby dany tytuł trafił do działu „nawiązań”. Pewnie
nie każdy z was się zgodzi, że kultowy „Łowca androidów” i niezwykle brutalny „RoboCop”
(opisy znajdziecie w książce „Frankenstein 100 lat w kinie”) bazują na
kręgosłupie fabularnym powieści Mary Shelley, prawda? Zapewne też niektórzy
popukają się w czoło czytając, że „Lilo i Stitch” to… nic innego, jak wariacja
na temat powieści „Frankenstein” i klasyka z Borisem Karloffem…
Ten duży pan oparty o spluwę, to "wynalazca" Stitcha
Ale wszystko po kolei. Po uruchomieniu na blogu działu
„Nawiązania” odezwał się do mnie mój dobry znajomy Karol Baluta i spytał,
czy opiszę kiedyś animację „Lilo i Stitch”. Disneyowski megahit oglądałem równo dekadę temu i jakoś nie pamiętałem, żeby były w nim jakieś motywy frankensteinowskie.
Pomyślałem, że pewnie padło tam gdzieś nazwisko szalonego doktora albo ktoś
został porównany do monstrum. Decyzja była natychmiastowa – powtórny seans po
latach i szukamy, przy okazji przypomnę sobie tę kapitalną bajkę! Z minuty na minutę docierało do mnie coraz wyraźniej, że zwariowana animacja
podąża chwilami niemal krok w krok ścieżkami wydeptanymi przez postaci z prozy
Mary Shelley, choć otoczka science-fiction i hawajskie klimaty bardzo
skutecznie odwracają uwagę od takiej interpretacji.
2002 r., „Lilo i Stitch”
USA, 85 min., reż. Dean DeBlois, Chris Sanders
USA, 85 min., reż. Dean DeBlois, Chris Sanders
Kosmos, poznajemy genetyczny "Eksperyment 626", bezdusznego potwora pragnącego i potrafiącego jedynie niszczyć
i siać zamęt. Nie umie mówić, jedynie mruczy, warczy i złowrogo szczerzy zęby. Nie wie
co to dobro i nie wie co to zło – nie można winić go za brutalność i
zimnokrwistość, ale polubić zdecydowanie się go nie da. Za zaistnieniem potwora stoi szalony naukowiec. Jego śmiertelnie
niebezpieczny wynalazek zostaje skazany na wygnanie przez grupę kosmicznych mędrców / wściekły tłum(?) i po widowiskowej ucieczce, przez przypadek trafia na
Ziemię. Tu, udając psa, wzorem monstrum z filmu Jamesa Whale’a, poznaje małą
dziewczynkę.
Tym razem monstrum, zamiast zabić dziecko, węszy w małym człowieku swój interes, pozwala się adoptować i... nieoczekiwanie, pod jego wpływem odkrywa w sobie pozytywne uczucia i pokłady dobra, choć
przychodzi mu to z nie lada wysiłkiem i po bardzo długim czasie. Uczy się też czytać i mówić, w
międzyczasie kombinując jak uniknąć schwytania przez swojego stwórcę. Z biegiem czasu dziewczynka staje się jego najlepszym przyjacielem, którego nie
interesuje, że jej „piesek” okazał się poszukiwanym międzygalaktycznym listem
gończym kosmitą.
Motyw wody
We „Frankensteinie” z 1931 roku potwór podczas zabawy nieświadomie utopił nieumiejącą pływać dziewczynkę, zaś w "Narzeczonej Frankensteina" uratował topiącą się dziewczynę (motyw zaczerpnięty z książki Mary Shelley); w „Lilo i Stitch” sytuacja odwraca się: to potwór nie potrafi pływać i podczas zabawy na wodzie omal się nie topi.
We „Frankensteinie” z 1931 roku potwór podczas zabawy nieświadomie utopił nieumiejącą pływać dziewczynkę, zaś w "Narzeczonej Frankensteina" uratował topiącą się dziewczynę (motyw zaczerpnięty z książki Mary Shelley); w „Lilo i Stitch” sytuacja odwraca się: to potwór nie potrafi pływać i podczas zabawy na wodzie omal się nie topi.
Nosił wilk razy kilka...
Źródła zdjęć:
wallpapersa.blogspot.com
www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz