środa, 16 lipca 2014

"Penny Dreadful" - recenzja ostatniego odcinka

Jak to powiedział facet wbiegając na peron za odjeżdżającym pociągiem: "Lepiej późno niż wcale" ;). Z dość dużym poślizgiem, spowodowanym sezonem urlopowym, zabrałem się w końcu do obejrzenia finałowego odcinka "Penny Dreadful". W recenzjach poprzednich epizodów dzieliłem się z wami obawami, czy twórcy zdążą pozamykać wszystkie wątki w finałowej odsłonie, czy też zostawią sobie otwarte furtki do, zapowiedzianego już, sezonu drugiego. Znam już odpowiedź; wyszło pół na pół...



Przede wszystkim definitywnie i, jak dla mnie, satysfakcjonująco (i, co najważniejsze, zaskakująco!) zakończono wątek Miny, porwanej córki Sir Malcolma, który był motorem napędowym pierwszego sezonu. W ostatnim odcinku więcej "czasu antenowego" dostał wreszcie potwór Frankensteina, który przez większą część serialu skupiał się na wygrażaniu Frankensteinowi z jednej, i nieśmiałym budowaniu relacji międzyludzkich z drugiej strony. W tej kwestii także dostaliśmy konkretny zwrot akcji, który znajdzie zapewne rozwinięcie w drugim sezonie. Jedno jest pewne, Frankenstein i jego potwór dopiero się rozgrzewają, a że dołączył do nich trzeci "osobnik", na pewno nie będziemy się nudzić śledząc ich dalsze losy w kontynuacji serialu.


Bardzo widowiskowo wyłożono wreszcie karty na stół, jeśli chodzi o tajemniczą postać Ethana Chandlera. W recenzjach poprzednich odcinków gdybałem, czy Ethan okaże się wilkołakiem czy może nowym wcieleniem Doktora Jekylla i Mr Hyde'a. Okazało się, co było zresztą bardziej prawdopodobne, że Ethan to, wypisz wymaluj klasyczny Człowiek-wilk - a przynajmniej tak można wywnioskować po charakteryzacji nadzwyczaj podobnej do tej, którą na twarzy nosił Lon Chaney Jr. w "Człowieku-wilku" ze stajni Universalu. Tu także twórcy serialu narobili nam niezłego smaka pokazując bestię na bardzo krótkich, zdawkowych ujęciach, i ja osobiście nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć Człowieka-wilka w pełnej krasie w drugim sezonie.


Wątki Vanessy Ives i Sir Malcolma zdają się na razie pauzować, bo po odnalezieniu Miny, obydwoje stali się chwilowo "bezrobotni". Bardzo możliwe, że w drugim sezonie tych dwoje znowu wdepnie w jakąś paranormalną kabałę i ponownie zbiorą ekipę pomocników, by pomogli im się z niej wygrzebać. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie kontynuacji serialu bez tych dwojga.


Dorian Gray. No właśnie, ta jedna jedyna postać - po ośmiu odcinkach mogę to już powiedzieć z pełnym przekonaniem - okazała się trochę zbędna w całej układance. Jeśli wykreślilibyśmy wszystkie sceny z Dorianem, wydźwięk serialu, relacje miedzy postaciami, czy cały przebieg fabuły, nie zmieniłyby się nawet o jotę (ok, nie dowiedzielibyśmy się o pewnych skłonnościach Ethana Chandlera, które ujawniły się w towarzystwie Graya ;). A skoro Dorian Gray nie miał tak naprawdę większego wpływu na nic i na nikogo, oznacza to, że okazał się dla serialu o jedną postacią za dużo. Wyjścia są dwa - albo nie pojawi już w drugim sezonie, bo nic tego nie zapowiada, albo twórcy serialu mają na niego jakiś konkretny pomysł i właśnie w drugim sezonie jego wątek nabierze większego znaczenia.


Reasumując, ósmy odcinek, choć poziomem nieco odstaje od najlepszych, zgrabnie zamyka pierwszy sezon "Penny Dreadful". Dla wszystkich postaci znalazła się odpowiednia ilość czasu przed kamerą, nic nie wyglądało na popychane do przodu na siłę, nic nie sprawiło wrażenia napisanego na kolanie czy dopowiadanego w pośpiechu. Zawieszone losy Vanessy i Sir Malcolma, pchnięte na zupełnie nowe tory wątki Frankensteina i jego monstrum, oraz dalsze Ethana Chandlera / Człowieka-wilka, są wystarczającym powodem dla którego czekam na kolejny sezon tego w pełni udanego horroru psychologicznego.

Ocena 8 odcinka 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz