piątek, 13 czerwca 2014

"Penny Dreadful" - recenzja piątego odcinka

Zanim przystąpiłem do seansu piątego odcinka "Penny Dreadful", zajrzałem na IMDb aby sprawdzić, jaką ma ocenę. Jakież było moje zdziwienie, gdy przy piątej odsłonie pierwszego sezonu serialu ujrzałem dumnie stojącą dziewiątkę, podczas gdy poprzednie, bardzo dobre przecież odcinki, zadowalały się ocenami w granicach 8,1-8,7/10. Moje zdziwienie było jeszcze większe po spojrzeniu na listę płac. I nie chodzi wcale o kolejną, trzecią już zmianę na stołku reżysera (za "Closer Than Sister" odpowiada nieznana mi reżyserka serialowa Coky Giedroyc). Na liście płac najlepszego, jak wskazywała ocena, dotychczasowego odcinka "Penny Dreadful" nie było ani doktora Frankensteina, ani monstrum, ani Chandlera czy Doriana Graya. Wszystko miało opierać się na bohaterach Evy Green i Timothy'ego Daltona...



Niemal w każdej minucie seansu coraz dosadniej docierało do mnie, że mam do czynienia z najlepszym odcinkiem serialu. Co zaskakujące, "Closer Than Sister" nie rozwija fabuły wprzód, lecz przerzuca nas w przeszłość, do trwającej niemal godzinę, szokującej, tak, SZO-KU-JĄ-CEJ retrospekcji. To, co wyprawia tu Eva Green, bez dwóch zdań można nazwać kreacją przez duże K. Jej aktorska szarża (nie mylić z przeszarżowaniem), ekspresja, oddanie roli (ogolona na łyso głowa, oszpecenie charakteryzacją, kąpiel w lodowatej wodzie, wleczenie po podłodze itd.) i stuprocentowe wejście w postać, wzbudziło moje ogromne uznanie. Była dziewczyna Bonda, w "Penny Dreadful" po prostu "pozamiatała", ukradła całe show pozostałym aktorom i jest to zdecydowanie jej serial. Idę o zakład, że w przyszłym roku Green powalczy o Złotego Globa w kategorii Najlepsza aktorka w serialu dramatycznym. Nie można oderwać od niej oczu, co istotne, nie tylko ze względu na jej niezwykłą urodę i atrakcyjne ciało, w całej okazałości prezentowane w odważnej scenie seksu z niewidzialnym demonem.


Kroku Evie Green stara się dotrzymać Timothy Dalton, którego kojarzę z przeciętnymi rolami w tych Bondach, za którymi akurat mało przepadałem. Tymczasem Dalton doskonale odnajduje się w roli żądnego przygód, charyzmatycznego Sir Malcolma, dotkniętego rodzinnymi tragediami; przyjemnie się na niego patrzy, przyjemnie się go słucha - naprawdę rzetelnie i z wigorem zagrana rola, aż trudno uwierzyć, że emerytowany 007 kończy właśnie 70 lat, bo tych lat po nim nie widać. 


Żeby dopełnić formalności, słów kilka o fabule piątego odcinka. Jak już wspomniałem, w całości jest on retrospekcją. Wyjaśnione zostają okoliczności w jakich poznali się Sir Malcolm i Vanessa Ives, a także co łączyło Vanessę z Miną, kiedy i dlaczego Vanessę zaczął nawiedzać demon i jak doszło do zniknięcia Miny. Wszystkie relacje między postaciami zostały przedstawione w sposób przejmujący, chwilami chwytający za gardło. To nie tylko popis aktorski wyżej wymienionych aktorów, ale i solidna praca reżyserki - kobiecą rękę widać zwłaszcza w przesiąkniętych erotyzmem i subtelnością scenach rozbieranych. Dramaturgia z najwyższej półki i chemia między bohaterami świadczą o tym, że wszystkie składniki "Penny Dreadful" zostały dobrane perfekcyjnie i podane w odpowiednich proporcjach, ze smakiem i wyczuciem.


Reasumując, poprzeczka została ustawiona niezwykle wysoko. Trudno będzie w kolejnych odcinkach przebić aktorsko Evę Green - chyba, że zrobi to ona sama, trudno też będzie wynieść fabułę na równie wysoki poziom dramaturgii (tu liczę jeszcze na, mającą ogromny potencjał, relację Frankenstein / monstrum). Tymczasem bez dłuższego zastanawiania się, wystawiam "Closer Than Sister" najwyższą ocenę, bo nie wyobrażam sobie lepszego odcinka.


2 komentarze:

  1. Suprise suprise: Coky Giedroyc jest kobietą xD Podzielam opinię, że to był świetny odcinek. Teraz boję się trochę rozczarowania kolejnymi. Oby nie nadeszło.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, dziękuję za sprostowanie, nie znałem gościa, to znaczy gościówy, stąd pomyłka :)

    OdpowiedzUsuń